środa, 27 sierpnia 2014

Budowa Siodła

Ten post poświęciłam myślę najpotrzebniejszej rzeczy w ekwipunku konia - siodle.
Najczęściej używana wśród młodych jeźdźców - siodło ogólnoużytkowe (wszechstronne).
Siodło te ma wiele profili np. ujeżdżeniowe, skokowe itp.
Budowa
(Nie wszystkie części zostały pokazane na zdjęciu.
Terlica - To 'szkielet' siodła. Może być drewniany, metalowy, rzadziej plastikowy (są siodła tzw. bezterlicowe, pozbawione tej części).
Tylny i przedni łęk - Najwyższe miejsca w siodle. Stanowią początek i koniec siodła. Dzięki nim mamy większą równowagę i lepszą postawę.
Siedzisko - Jak nazwa wskazuje - w tym miejscu siedzimy. Lekkie wgłębienie pomaga nam przy zgłębionym dosiadzie. Znajduje się pomiędzy łękami.
Strzemiona (Na obrazku strzemię) - Miejsce, gdzie powinny znajdować się nasze stopy (a dokładniej ich najszersze miejsce). Strzemiona znajdują się po obu stronach siodła 'przymocowane' do puślisk. Najczęściej metalowe (bądź skórzane w przypadku siodła westernowego).
Puśliska (Na obrazku puślisko) - Przytrzymuje strzemię. Wykonane jest ze skóry (prawdziwej, bądź nie). Zrobione w nim dziurki służą do skracania, bądź wydłużania. Dzięki temu możemy dopasować zamocowane tam strzemię do długości naszej nogi.
Tybinka duża i mała - Duży płat skóry z poduszką kolanową  Znajduje się  pod nim tybinka mała, która ma za zadanie oddzielić tybinkę dużą od przystuł i sprzączek popręgu.
Poduszka kolanowa - Znajduje się na końcu tybinki dużej. To w tym miejscu powinno cały czas przylegać kolano jeźdźca.
Przystuły- Trzy paski, do których podpinamy popręg. Znajdują się pod tybinkami.
Popręg - Całkiem długi pas najczęściej z dwoma sprzączkami przy obu końcach (najczęściej, gdyż wyróżniamy popręgi ujeżdżeniowe, skokowe, w siodle westernowych występując dwa cieńsze pasy tworzące popręg). Łączy on obie strony terlicy, zapinamy go pod brzuchem konia. Sprzączki po prawej stronie powinny być nieodpinane od przystuł (wyłącznie, gdy musimy 'rozebrać' siodło na części, bądź przy ich czyszczeniu). Natomiast sprzączki z lewej strony zapinamy do lewych przystuł dopiero przy siodłaniu konia. Zapinamy popręg na pierwszej i ostatniej przystule.
Czaprak - Znajduje się pod siodłem. Również występuje wiele odmian tej części, natkniemy się na kolorowe, w różne wzorki i oczywiście odmiany ujeżdżeniowe, skokowe itp. Czaprak ma służyć wygodniejszej jeździe i co najważniejsze zapobiega obtarciom siodła na grzbiecie.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

II

Kiedy wybiła dziesiąta wraz z Erikiem porzuciliśmy wylegiwanie się na pastwisku pośród koni i ochoczo wyprowadziliśmy Aramisa i Apolla z pastwiska przywiązując ich na uwionzie do żerdzi. Przygotowaliśmy wszystko i wzięliśmy się za obrządek koni. Kiedy czyściłam konia moją uwagę przykuła zdarta skóra na szyj mego wierzchowca.
-Erik, chodź no tutaj. - machnęłam ręką na mojego kompana, który marszcząc brwi podszedł do mnie.
-Co jest? - pyta niepewnie. Wskazuję dłonią obtarcie. On od razu przyjmuje minę znawcy i nachyla się nad moim problemem. - Och to tylko powierzchownie, widzisz? - przykłada opuszek palca nieopodal obtarcia. - Pewnie obtarł się o żerdzie lub ewentualnie o drzewa, ma przecież do nich dostęp. Nie martw się, zrośnie się. - klepie mnie po ramieniu i wraca do Apolla. Patrzę jeszcze przez chwilę na rankę i zagryzając wargę wracam do czyszczenia. Kiedy biorę się za kopyta zauważam, że trzeba by je obciąć. Wzdycham, poproszę o to Pana Pawła. Wypadało by zrobić porządne obrządki w całym stadzie, zajmiemy się tym jutro lub we wtorek. Będzie to trzeba obgadać przy codziennym wspólnym śniadaniu. To taka tradycja, weszła nam już wszystkim w nawyk. Co ranka wszyscy: ja, Paweł, Erik i ciocia, ewentualnie wolontariusze zasiadamy przy stole na tarasie i jemy wspólne śniadanie omawiając plan dnia. Ile mamy jazd, kto co robi itp. Zarzuciłam Aramisowi siodło na grzbiet i zapięłam popręg, po chwili zakładałam już ogłowie. Erik zakończył wcześniej szykowanie i już lonżował Apolla, my poszliśmy za nimi. Lonżowaliśmy konie przez prawie pięć minut. Lubię patrzeć jak Aramis się poruszać, lekko i z gracją. Kiedy skończyliśmy, odłożyliśmy lonże i wybraliśmy się w teren. Zaczęliśmy od lasu, po drodze gawędząc. Konie szły stępa i na razie nam się nie śpieszyło. Dopiero jak poczułam, że Aramis zaczyna iść coraz wolnej przeliśmy do kłusa. Później trochę do galopu i znowu do kłusa no i do stępa. W końcu dotarliśmy do wyjścia na plaże, nie mogłam sobie odmówić. Zaczęły się wakacje a Aramis jeszcze w tym roku nie był na plaży.
-Może później ich puścimy aby trochę pobrykały? - pytam z nadzieją Erika, który uśmiecha się do mnie szeroko.
-Pewnie, przy okazji my też skorzystamy. - mruga do mnie a ja nie mogę ukryć dziecięcego podekscytowania. - O patrz, Alec. - wskazał dłonią, rzeczywiście Alex. Ale nie rozpoznawałam tej dziewczyny obok niego. Zmrużyłam oczy chcą dojrzeć lepiej, taak. Ewidentnie miała Araba.
-Kto to? - pytam kiwając na nich głową.
-No Alex. - mamroczę patrząc na mnie sceptycznie.
-Nie idioto, chodziło mi o dziewczynę. - Aramis porusza się pode mną niespokojnie wyczuwając moje zirytowanie i niechęć ale pewnie także ciekawy co to u licha za konie.
-Ach, Alec coś mówił. Sebastian to jej wujek. - wyjaśnia zwięźle a ja kiwam głową. Nawet lubię Sebastiana, ale.. no cóż. Według mnie ciocia i ten cały 'kowboj' do siebie nie pasują i tyle. Patrzę na zbliżające się postacie i mam ochotę odwrócić się z lekceważącą miną i odjechać. Widzę jak Apollo grzebie kopytem w ziemi a Erik klepie go po szyj. Alex i ta dziewczyna, zwalniają i zatrzymują się przed nami. Wymuszam na usta sztuczny uśmiech i mrużę oczy.
-Hej Alex. - uśmiecham się, lubię Alec'a. Porządny facet, można na nim polegać. Mamy se sobą trochę wspomnień i wspólnych wypadów w teren.
-Hej Diana, Erik. - uśmiecha się do nas. - Poznajcie Adeline.
-Del. - mówi tamta, patrząc na mnie odrobinę wyzywająco. A tej o co chodzi?
-Miło poznać, Del. - rzucam unosząc ironicznie brew. Aramis prycha i rzuca łbem jakby powiedziała coś zabawnego. Och, ten koń rozumie mnie w każdej sytuacji. Apollo robi kilka korków w tył i patrzy tęsknie ma morze. No tak ten tylko o jednym, nie zdziwiłabym się gdyby Erik myślał o tym samym. - Jak ci się podoba? - pytam przekrzywiając głowę i uśmiechając się złowrogo. Zazwyczaj większość osób tym wkurzam. Lubię sprawdzać ludzkie granice wytrzymałości psychicznej.
~*Del*~
Poklepałam Cavalię po szyi, mimo tej niezbyt miłej dla mnie konwersację musiała wiedzieć, że spisała się na medal. Próbowałam ukryć moją irytację Dianą, która pojawiła się od pierwszego spojrzenia na nią.
-Mieszkałam tu już trzynaście lat - powiedziałam jak najmniej zjadliwie. Nie chciałam sobie popsuć nią humoru.
-Tak? Nie widziałam cię - stwierdziła chyba wyczuwając moją niechęć. Sama z resztą nie była zadowolona moim pojawieniem się.
-Może wypadałoby kupić okulary? Pomogłyby ci na pewno dostrzec, że twój koń ma ranę na szyi - wzrok skierowałam na obtarcie. Nie wyglądało zabójczo, lecz z pewnością dało mi niewielką przewagę nad dziewczyną, która zaczerwieniła się lekko, z pewnością przez złość. Gdy skierowała na mnie wzrok jej oczy przypominały spojrzenie geparda czającego się na swoją ofiarę.
-Haha! Cała Del, jak zwykle zabawna! - Alec delikatnie potargał mi włosy na czubku głowy starając się tym rozluźnić nieco atmosferę i przeobrazić moją wypowiedź w żart.
-Urocza - syknęła Diana z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
-Jak zawsze - wzruszyłam ramieniem z trumfem na twarzy.
-Diana, na nas już czas - powiedział nieco zakłopotany Erik.
-Tak, my też będziemy wracać - przytaknęłam.
-Miło było poznać - powiedziała Diana bez krzty entuzjazmu, czy chociażby zainteresowania. Ruszyłam i popędziłam Cavalię do kłusa. Klacz wdzięcznie biegła do drogi, a tuż obok niej Zefir z Aleciem.
-Zachowujesz się dziwnie - odezwał się chłopak, gdy oddaliliśmy się od plaży przerywając mi delektowanie się ciszą.
-O co ci chodzi? - zapytałam patrząc na niego z wyrzutem.
-O to, że waszą niechęć do siebie było widać z dwóch kilometrów! Zawsze tak poznajesz nowych ludzi?
-Tylko jeśli sobie na to zasłużyli...
-Ale Del, ty jej nie znasz. Jak możesz twierdzić, że jest taka, czy owaka? - zadał kolejne pytanie powodując wzrost mojej irytacji.
-Poznałam ją dziś.
Dalej jechaliśmy w idealnej ciszy. Jedynym dźwiękiem był odgłos kopyt uderzających o ubitą, piaszczystą ścieżkę. Najwidoczniej Alec miał już dość mojego zachowania, w którym nie widziałam zresztą nic dziwnego. Sam widział jak arab tej diany ma poranioną szyję. A może tylko ja byłam na tyle przewrażliwiona, by robić z obtarcia tyle hałasu? Raczej nie, każdy to widział. Gdy dojechaliśmy na tyły domu Sebastiana on czyścił Dove przed stajnią.
-O, jesteście już - poklepał delikatnie klacz po zadzie odrywając się od swojego zajęcia - Jak było?
-Gdyby nie pewna osoba, idealnie - odezwałam się jako pierwsza.
-Chyba się nie pokłóciliście? - zapytał powoli. Dobrze wiedział, że sprzeczki między mną, a Aleciem należały do rzadkości.
-Nie, skąd. Po prostu Diana z Erikiem byli na plaży - odparł chłopak zsiadając z konia. Zrobiłam to samo. Gdy stałam na ziemi poluzowałam popręg  Cavalii, po czym czule głaskałam ją po szyi i w okolicach chrap.
-I co? - Sebastian domagał się więcej wyjaśnień.
-Było gorzej niż źle - kontynuował mój przyjaciel - Dziewczyny nie wiedzieć czemu nieprzypadły sobie do gustu.
Godzina później
Po obiedzie wybrałam się na padok do Cavalii. Chciałam z nią przebywać jak najwięcej czasu. Co najwidoczniej nie było mi dane. Gdy usiadłam przy ogrodzeniu usłyszałam Sebastiana:
-Del wieczorem mamy kości! - krzyknął z balkonu
-Kogo? - zapytałam nieco ciszej, by nie spłoszyć koni. Jednak ani jeden nie wyczuł zagrożenia z mojej strony. Nawet Esmeralda.
-Elisabeth i Dianę! - zamurowało mnie. Liczyłam, że już nigdy nie zobaczę tej dziewczyny, a za kilka godzin miałam siedzieć z nią przy jednym stole?! Pogłaskałam Cavalię, która podeszła do mnie kilka minut wcześniej i podarowałam jej kostkę cukru. - Wracaj już i przebierz się! - Jasne, pędzę...Wyszłam z padoku.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Koń Achał-tekiński

Koń Achał-Tekiński

Wszechstronne konie rekreacyjne i sportowe - wzrost od 152 do 164 cm. w kłębie - swoją nazwę zawdzięczają turkmeńskiemu plemieniu koczowniczemu - Tekke. Chociaż stepy i pustynie Turkmenistanu są rozżarzone gorącem w lecie i przeraźliwie zimne w zimie, koczownicy przez cały rok trzymali swoje "złote konie" owinięte w derkę. Jeszcze do dziś konie achał-tekińskie w swoim kraju ojczystym niekiedy noszą siedem tradycjonalnych derek, z których każda ma własną nazwę. Oczywiście konie te mogą żyć bez okrycia ochronnego. Jak konie arabskie, tak i konie achał-tekinskie mieszkały niegdyś przeważnie w namiocie, razem ze swoim panem i były ciągle przy jego boku. Także dzisiaj to wrażliwe i dumne zwierzę może stać się wymarzonym koniem dla tych osób, którym uda się zyskać ich zaufanie i przyjaźń. Ludziom, którzy chcą go 'wykorzystać', pokazuje drugą, upartą i krnąbrną stronę swej osobowości - nieodzowną cechę charakteru potrzebą do walki o życie w dziczy, gdzie dewizą jest - przetrzymać albo zginąć.  

Zasadne jest nazywanie tych gibkich zwierząt chartami wśród koni. Są to konie o szczupłej budowie ciała, wytrzymałe i bardzo szybkie. Sławę przyniosły im przede wszystkim ich osiągnięcia w najdłuższym biegu długodystansowym byłego ZSRR z Asztabanu do Moskwy, o długości 4300 km. Konie achał-tekińskie pokonały te trasę w 84 dni, przy czym 360 km przez bezwodną Pustynię Karakum przebywały w trzy dni. 

Jeden z najbardziej znanych koni długodystansowych o mylącej nazwie Arab, był zwycięzcą w turniejach skoków, a jego syn Absent w ujeżdżaniu zdobył złoty medal na olimpiadzie w 1960 roku w Rzymie i brązowy medal w 1964 roku w Tokio. W Niemczech jest tylko około 200 koni achał-tekińskich, co roku dochodzi do tego ponad 20 źrebiąt. Drobne hodowle są prowadzone w Austrii, we Włoszech, Bułgarii i USA. 

Podsumowując: 
  • osiągają do 164 cm w kłębie. 
  • są wytrzymałe i odporne na upały 
  • mają szczupłą budowę ciała 
  • są zwinne i szybkie na krótkich jaki i długich dystansach 
*Pisane na podstawie książki "Konie" 

sobota, 23 sierpnia 2014

Skąd wziął się koń?

Ten post może wydać się niektórym banalny, oczywisty. Jednakże sądzę, że doskonale wprowadzi nas w fascynujący świat koni i otworzy drzwi do bloga. Wraz z następnymi tematami będziemy Was w miarę naszych możliwości oprowadzać po życiu tych parzystokopytnych stworzeń.
Krótka historia konia:
Jedna z legend
Gdy Stwórca zapragnął stworzyć konia, powiedział do wiatru: "Chcę zrodzić z ciebie istotę, która byłaby w stanie unieść na sobie moich czcicieli. Ta istota ma być kochana przez wszystkich moich poddanych, ale także ma wzbudzać strach we wszystkich, którzy działają wbrew moim przykazaniom." I stworzył konia, i zawołał do niego: " Stworzyłem ciebie, niezrównanego. Wszystkie skarby tej ziemi spoczywają między twoimi oczami. Moich wrogów masz zdeptać swoimi kopytami, ale moich przyjaciół masz nosić na swoim grzbiecie, który ma być jednocześnie miejscem, z którego wnosić się będę do mnie modlitwy. Będziesz szczęśliwy wszędzie, na całej Ziemi i wznoszony ponad wszelkie inne stworzenie; bo do ciebie należy miłość Pana Stworzenia. Będziesz latać bez skrzydeł, będziesz zwyciężać bez miecza."
Jest to jeden z licznych, zachowanych do naszych czasów, przekazów proroka Mahometa. Mahomet był nie tylko twórcą Islamu, lecz także założycielem hodowli koni czystej krwi arabskiej. Te słynne słowa nie odnoszą się jedynie do arabów, lecz do każdej rasy. 
Wczesny koń
Zmieniający się wygląd konia począwszy od krępego Echippusa po dzisiejszego konia
Prawdopodobnie wywodzą się od małego ssaka Hyracotherium, który żył na ziemi około 50 mln. lat temu. Większość naukowców objęło hipotezę, iż konie przez miliony lat przechodziły ewolucję (poprzez gatunki takie jak EohippusMesohippus, Pliohippus) zanim otrzymały dzisiejszą sylwetkę. Z początku wyglądały jak mała, dziwna, 'hienowata' antylopa bez rogów i...kopyt! Prehistoryczny koń bowiem posiadał -można je tak nazwać- łapy z czterema pazurami (bądź trzema, zależy jakiej hipotezie się trzymamy. ). Stopniowo przez lata środkowy pazur stawał się twardszy i mocniejszy. W końcu pozostałe zniknęły, a na ich miejsce pojawiło się jedno kopyto.

Ilustracja przedstawiająca wygląd koni od samego początku do dzisiejszego wyglądu 
oraz 'rozwój' kopyta.

Udomowienie konia
"Pod koniec XV w., gdy Kolumb odkrywał ląd zwany dziś Ameryką koń był tam zwierzęciem nieznanym. Indianinie, którzy zobaczyli pierwszych hiszpańskich jeźdźców byli przekonani, że człowiek i koń
stanowią jedną całość" ~ Informacja zaczerpnięta z książki pt. "Konie" autorstwa Marii Kulisy • Magdaleny Pieszki • Jarosława Łuszczyńskiego 
Udomowienie konia najprawdopodobniej miało miejsce dawno, dawno temu i określenie dokładnej daty byłoby niemożliwe. Szacuje się jednak to wydarzenie na około 5-6 tys. lat temu.
Podobno przodkami domowych koni były konie
Przewalskiego (można dostrzec podobieństwo ze 
wspomnianym już Pliohippusem) pochodzące z Azji Środkowej, tarpan żyjący niegdyś w Europie Środkowej i Wschodniej oraz koń leśny z północnej Europy. Dwie pierwsze podobnież miały być przedstawicielami ras nazywanych szlachetnymi - gorącokrwistych typu wierzchowego. Ostatnia to pierwowzór dzisiejszych ciężkich ras zimnokrwistych koni pociągowych. 


Królestwo za konia! + Czasy Obecne 
Koń w średniowieczu pełnił niełatwą pracę. Niektórzy przedstawiciele tego gatunku pracowały niekiedy po kilkanaście godzin dziennie zaprzęgnięte do powozów i wozów, bądź stanowiły pomoc dla rolników. Inni wiernie służyli rycerzom na bitwach pędząc z nimi na grzbiecie ku wrogim wojskom. Od czasu do czasu na końskim grzbiecie mężczyźni rywalizowali ze sobą tocząc walki z mieczami itp. Te czasy niebyły łatwe dla koni. Wiele ras na przestrzeni wieków wyginęło. 

Głównie konie traktujemy jako przyjaciół, tak trzeba, w końcu to żywa istota, która czuje i nas rozumie. Dziś jeszcze w nielicznych gospodarstwach można spotkać konia pracującego w polu. Organizowane są różne wydarzenia historyczne (np. Bitwa Pod Grunwaldem), w których konie grają ważną rolę, tak jak to było w średniowieczu. Konie możemy spotkać obecnie nawet w kinie, czy teatrze! Na premierze filmu znany głównie jako Aragorn z "Władcy Pierścieni" Viggo Mortenes - podziwiamy pana Viggo, wspaniały jeździec i aktor- na premierę filmu "Hidalgo-Ocean Ognia", w którym zagrał główną rolę zaprosił swojego partnera filmowego...konia, na którym miał przyjemność jeździć podczas nagrań. Viggo po prostu wjechał na nim na czerwony dywan. Wspaniałe!
To koniec. Mam nadzieję, że ten pierwszy post -prócz powitania opowiadania, rzecz jasna- spodobał Wam się chociaż trochę. Zapraszamy do odwiedzania nas jeszcze i komentowania c: 

I

Musisz znaleźć coś, co lubisz w życiu robić i zacząć to robić.
Otworzyłam zamaszystym ruchem drzwi do stajni i z pogodnym uśmiechem skierowałam się w kierunku boksów. Dzień zapowiadał się bajecznie, słoneczko przyjemnie przygrzewało już o szóstej co zapowiadało pięknom pogodę. Otworzyłam wielkie drzwi na pastwisko aby do Stajni wpadło trochę światła. Konie zarżały wesoło i wystawiły łby zza drzwi boksów i niemal błagały o pieszczotę i wypuszczenie na świeże powietrze. Zmarszczyłam w zastanowieniu brwi. Gdzie się podziewał ten daktyl zwany Erikiem? Miał przyjechać wcześniej i mi pomóc, ciocia wybrała się do miasta na 'większe zakupy.' Już ja znałam te większe zakupy, wróci obładowana torbami a większość niż połowa rzeczy to dla koni. Uśmiechnęłam się kpiąco pod nosem. No cóż, dekl może się i spóźnia ale trzeba się brać do roboty. Podeszłam do pierwszego boksu od drzwi, Preria trąciła mnie łbem a ja z chichotem pogłaskałam ją. Otworzyłam boks i chwytając klacz za kantar wyprowadziłam ją z boksu. A później na pastwisko. Spojrzałam na słomę w boksie. No cóż, tym zajmie się już Erik. Skoro się spóźnia. Uśmiechnęłam się złowrogo pod nosem i wzięłam się za resztę zwierzaków. Kiedy byłam mniej więcej w połowie do Stajni wpadł Erik, akurat miałam otwierać boks Apolla. Koń zarżał radośnie na widok właściciela i zaczął grzebać nerwowo kopytem.
-No wreszcie! - rzuciłam, mrużąc oczy. - Miej dobre wytłumaczenie, może ci pomogę przy gnoju. 
-Musiałem zawieść mamę do pracy, auto jej się popsuło. - wzruszył nerwowo ramionami a ja westchnęłam. 
-Dobra, bierz Apolla. Ja wezmę Arizonę. - machnęłam lekceważąco dłonią. Uśmiechnął się do mnie ukazując dołeczki w policzkach. Boże, słodko wyglądał. Odwzajemniłam gest. Tak właściwie to cieszyłam się, że Erik się zjawił. Mogę przynajmniej z nim pogadać, bo jak zwykle jadaczka mu się nie zamyka. Cały czas znajduje jakiś temat i w końcu wciąga i mnie. Erika nie da się zniechęcić, możesz go obrzucić gnojem a ten i tak będzie się szczerzył jak głupi do sera i nie da ci spokoju. Taki fant. 
Boksy Aramisa i Erosa znajdują się na końcu, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Kiedy w końcu do nich docieram, konie są zazwyczaj oburzone tym, że do nich jako pierwszych nie przyszłam. Konie swój rozum mają i widzą co się dzieje. Ale kiedy tylko otwieram boks rzucają się na mnie jak dzieci na cukierki. Zaczynają trącać łbem, ocierać i przymilać jak koty. Uśmiecham się i kiedy Aramis skończył już pokazówkę wyprowadzam go na pastwisko. Pędzi do stada, niemal cwałuje. Wracam po Erosa który został jako ostatni. Ten oczywiście domaga się wszystkiego na raz. I żeby go głaskać i żeby go wyprowadzić. Jejku, cóż za energiczny koń. Ale go kocham, uśmiecham się i całuję go pomiędzy chrapami. Rży radośnie a ja uśmiechając się szerzej puszczam go na pastwisko. Patrzę jak konie biegają jak szalone z radości. 
-No to jak, pomożesz? - obok mnie staje Erik i rzuca mi błagające spojrzenie. 
-To tylko trzydzieści boksów, co to dla ciebie bohaterze? - unoszę ironicznie brew a ten posyła mi mordercze spojrzenie. - No dobra, chodź. - ulegam dość szybko powiedziecie. Ale spróbujcie mu odmówić. No cóż, w sumie to nie jego wina, że się spóźnił. Bierzemy się za robotę. 
Kiedy kończymy i sprzątamy boksy moich wierzchowców do Stajni wkracza ciocia. Mówiłam! Wiedziałam, że się nie powstrzyma i kupi coś do stajni? Jak ja ją znam. Wnoszę oczy ku niebu i chwytam taczkę. 
-Co kupiłaś? - pytam kiedy mnie mija i kieruje się do siodlarni. 
-Cześć Diano, ciebie też miło widzieć. - posyła mi słodko-gorzki uśmiech. 
-Och, daruj sobie! - warczę przez śmiech patrząc na nią przez ramię. 
-Zobaczysz! - krzyczy z siodlarni a ja ze śmiechem wywożę gnój. Kiedy wracam Erik kończy rozsypywać świeżą słomę. Posyłam mu uśmiech i wchodzę do siodlarni zdejmując rękawiczki. 
-No to jak? - pytam rzucając je na komodę z kaskami. 
-No patrz. - wskazuje głową reklamówkę a sama bierze swój dziennik. Ja wzdycham i biorę reklamówkę. Otwieram i nie mogę powstrzymać uśmiechu który ciśnie mi się na usta. Wiedziałam, że się nie oprze. Wiedziałam. Wyjmuję jedno kartonowe pudełko na buty lekko je unosząc. 
-Oszalałaś? - pytam groźnie. - Mam sztyblety, ciociu. - unoszę nogę do demonstracji stopy. 
-Poprzecierane, dziury ci się porobią ile już je masz? - patrzy na mnie sceptycznie a ja się krzywię. 
-No z trzy lata. - mruczę, patrząc podejrzliwie na pudełko. - Ale nie potrzebuję nowych. Te są dobre. 
-Och ty zadumała sentymalistko. - kręci głową a rude loki skaczą na jej głowie, zapisuje coś w zeszyto-dzienniku. 
-Istnieje takie słowo? - unoszę wysoko brwi. 
-Teraz już tak. - uśmiecha się. - Powinny być dobre, możesz je sobie zostawić na jakieś ważniejsze imprezy. A po stajni chodzić w tych swoich. - kiwa głową na moje stopy. 
-Ile dzisiaj? - pytam z ciężkim westchnieniem. - Będę miała chwilę odetchnienie na końskim grzbiecie czy raczej nie? - unoszę pytająco brew. Ciocia wzdycha. 
-Dzisiaj twoich uczniów przybywa tylko piątka. Wszyscy po południu, możesz jechać o dziesiątej. I masz max. dwie godziny. Weź też Erika bo..
-Co ja? - chłopak staje w drzwiach i opiera się o framugę. 
-Jedziesz z Dianą w teren. - oznajmia ciocia zdecydowanie. 
-Teraz? - wydaje się być zaskoczony. - Mogliśmy ich w takim razie w ogóle nie wypuszczać. 
-Nie, nie teraz. Teraz idźcie coś zjeść, na teren około dziesiątej. - wydaje rozkazy a my się podporządkowujemy. Oby dwoje skierowaliśmy się do domu. Zrobiliśmy sobie po omlecie z owocami - tak mam dobry dzień - i wyszliśmy na taras aby rozkoszować się wypiekami jak i piękną pogodą oraz widokiem na pastwisko. Widziałam jak ciocia przechodzi pod żerdziami aby pochodzić pomiędzy końmi. Zawsze tak robiła gdy miała czas, siadła sobie na pastwisku a konie nie mal ją powalały na ziemię. Ciocia miała już kilka swoich zwyczaj i przyzwyczajeń. Erik wciągną mnie w dyskusje na temat tego czy trzeba kupić nowe puśliska. Miał trochę racji stając przy tym, że to ważne a obecne są poprzecierane i w niedługim czasie pękną. Westchnęłam i obiecałam pogadać o tym z ciocią. Aczkolwiek wiem, że nie będzie to wcale takie łatwe on też wiedział. Mimo to, że jazd było dużo to utrzymanie trzydziestu koni, sześciu psiaków, pięciu kotów i siebie samych nie jest łatwe. Z pracowników jest tutaj także Pan Paweł, wesoły człowiek około czterdziestki. Uczestniczy bardzo aktywnie w życiu Stajni, pomaga nam jak tylko może. Chociaż jego pensja miesięczna nie jest wcale duża. Przynosi ze sobą kupę śmiechu i zabawy, traktuje go trochę tak jak wujka lub dziadka. A już na pewno tak jak członka rodziny.
~*Del*~
Patrzę nieprzytomnie na rozmazany krajobraz zza szyby samochodu. Co jakiś czas zerkam za siebie, by mieć stuprocentową pewność, że przyczepa z Cavalią nadal sunie po asfalcie podpięta do auta. Rodzice jak to już od pewnego czasu dyskutują o tym kiedy mam wrócić do Norwegii. Szczerze nie mam nic przeciwko nowemu domu, przyzwyczaiłam się do niego. Nie chciałabym go opuszczać na dłuższy czas. Jednak stary w Polsce i rancho mojego wujka, Sebstiana stanowi dla mnie raj na ziemi. Dlatego pragnę zostać tam do końca wakacji. To ostatni termin według rodziców. Ja wyznaczyłam granicę do grudnia, chociaż mogłabym zostać tam cały rok. Jedyny problem to liceum. Jakbyśmy chcieli zagłębiać się w moją fascynującą historię dowiedzielibyście się, że moim marzeniem było technikum w Janowie Podlaskim. Ale cóż...Bynajmniej w przyszłości i tak zamierzam mieć własną stajnię i zdobyć wykształcenie instruktorki. Albo na dobre zostać w Polsce i pomagać Sebastianowi w interesie (tak, zwracam się do niego po imieniu). EWENTUALNIE, chociaż i tak w to wątpię pokierować swoje kroki na studia teatrologiczne. 
-ADELINE! - słyszę krzyk mojej mamy. Spojrzałam szybko na jej głowę wystającą zza siedzenia pasażera. Użyła mojego pełnego imienia, musiało się coś stać.
-Tak? - pytam kulturalnie. Dopiero w tej chwili przypominam sobie, że mam słuchawki w uszach, z których wciąż wydobywa się głośna muzyka. Pospiesznie je wyjmuję.
-Słuchasz nas w ogóle? - pyta zniżając nieco ton głosu. 
-Jak zwykle wspieraliście się kiedy mam wrócić - wypowiadam wszystko precyzyjnie, tak, gdybym miała mówić te kilka słów przez cały czas. Mama westchnęła. Co znów nie tak?!
-Podjęliśmy decyzję, że datę twojego powrotu ustalimy dopiero w sierpniu - wyjaśnił tata nie odrywając wzrok od jezdni. Czemu ta informacja mnie nie dziwi...
-Jasne...- rzucam niedbale nie okazując żadnych emocji. 
-Del, w Polsce zlokalizowaliśmy liceum o podobnym zakresie jak to, w którym dotychczas się uczyłaś. Jeśli zechcesz i Sebastian nie będzie mieć nic przeciwko zostaniesz na dłużej niż na wakacje. Ale to są tylko wstępne plany - przestrzegła mama, oparła się o fotel, a w lusterku dostrzegłam, że jej kąciki ust powędrowały lekko ku górze. Miała świadomość, że sprawiła mi tym przyjemność i to niewyobrażalnie ogromną.
-Dziękuje! - rzuciłabym się im na szyję, ale tata prowadzi, a mnie przytrzymują pasy. 
Reszta podróży zleciała szybko. Nie mogłam się doczekać spotkania ze wszystkimi z Perłowego Wzgórza. Ciekawiło mnie, czy są jacyś nowi uczniowie, przez rok na pewno ich przybyło. 
Gdy dojechaliśmy pod dom Sebastiana on już czekał przed czarną, gustowną furtą zabraną spod willi lat dziesiątych XX wieku. Jego dom z zewnątrz przypominał te same czasy. Wyglądał jak mały biały zamek z dachem w miedzianym odcieniu. Balkony, tarasy i werandy dodawały mu uroku. Przed domem znajdowała się obszerna ścieżka wykonana z szarej kostki brukowej. Po obu jej stronach Sebastian posadził różane krzaczki. Kolejną 'warstwą' była zwyczajna zielona trawa, a przy samym ogrodzeniu posesji rosły duże drzewa owocowe takie jak jabłonie, grusze, wiśnie. Zwykły przechodzeń z pewnością w życiu nie wpadłby na to, że za tym pięknym domem znajduje się najprawdziwsze rancho przypominające westernowe filmy. Ja o tym dobrze wiedziałam i ten kontrast mnie zachwycał. 
-Witajcie, kochani! - Sebastian obściskał mamę, swoją siostrę i uścisnął dłoń taty poklepując go po ramieniu. 
-Cześć Sebastian! - wygramoliłam się z samochodu zabierając ze sobą podręczną torbę. Podbiegłam do niego z otwartymi ramionami, a on przytulił mnie czule. 
-Urosłaś - powiedział, gdy już się puściliśmy.
-Aż dziwne, nieprawdaż? - skomentowałam to z sarkastycznym uśmiechem.
-Chyba już nie dosiądziesz Dove - mówił o małym haflingerze zamieszkującym rancho.
-Będę musiała to przeboleć - odparłam z szczerym żalem w głosie.
-Ale przecież to nie znaczy, że nie będziesz mogła prowadzić z nią lekcji. Liczę na twoją pomoc przy uczniach. Alec pewnego dnia straci do tego cierpliwość - zaśmiał się na wspomnienie spred dwóch lat. Wciąż było ono jednak aktualne. Gdy tylko przychodzi czas na kupno toczku, bądź uwiązu zawsze ktoś z rancha mówi coś w stylu "No tak, ale przecież musimy spytać naszego stylistę. Alec jaki kolor modny w tym sezonie?" wtedy wszyscy wybychamy śmiechem. Skąd to zachowanie? Pewnego dnia na lekcji siedmioletni chłopiec bardzo się smucił, gdy zauważył różowy czaprak Dove. Przecież prawdziwy mężczyzna musi dosiadać szybkiego, karego ogiera z czarnymi gadżetami. Typowe zachowanie dla młodych jeźdźców, którzy nie mają pojęcia do czego służy lonża. Właśnie wtedy do akcji wkroczył Alec, syn znajomego Sebastiana, który jest nieodłącznym elementem rancha. Mówił, że on też jeździ na Dove i jej różowy czaprak jest po prostu fantastyczny! Miękki i taki męski. Oraz, że to trend w tym roku i wszyscy chcą taki mieć. Młody przekonał się i zafundował Alecowi piętnastominutową jazdę na Dove -aby biedulkę nie przemęczać- po plaży w różowym kasku podczas gdy siedmiolatek z Sebastianem u boku prowadził klaczkę na uwiązie. Alec najadł się wstydu, a my mieliśmy ubaw po pachy. 
-Jasne! - wykrzyknęłam z entuzjazmem. Sebastian zarządził, że po rozładunku Cavalii i umieszczeniu ją na pastwisku on przygotuje swoją słynną zapiekankę z makaronu przy czym porozmawia z rodzicami, a ja rozpakuję się w pokoju na górze. Uwielbiałam to pomieszczenia, od zawsze stanowiło mój własny, prywatny kąt i podczas mojej nieobecności stało puste. Czarne ściany ozdobione pomarańczowymi kwiatami przez cały czas mnie zachwycały. Śmieszne, w końcu to tylko ściany. Najbardziej podobała mi się ta, przy której znajdowało się duże łoże z baldachimem. Była oma zakryta wielką fototapetą, na której malował się zachód słońca nad morzem. Poza nim znajdowały się na niej czarne postacie - dziewczyna w kowbojskim kapeluszu i dwa konie. Dziewczyną była piętnastoletnia ja. Jednym z koni moja ukochana, siwa Cavalia, a drugim Zefir, kasztan Aleca, autora zdjęcia. Resztę pokoju zajmowała komoda przy łóżku, nocny stolik, duża szafa, biurko oraz różnej wielkości szuflady, szafki i półki. Środkowe miejsce pokoju zajmował brązowo-kremowy, puchaty dywan. Miło się na nim leżało. Na przeciw drzwi do pokoju znajdowały się kolejne, duże, prowadzące na równie duży balkon. Rozpakowanie wszystkich walizek zajęło mi sporo czasu, więc kiedy już skończyłam i zeszłam na dół Sebastian nakładał na talerze swoje danie. Zasiadłam przy dużym stole w jadalni na staromodnym krześle. Z tego co wiem Sebastian odziedziczył ten dom po jakimś prapradziadku, który odziedziczył go po swoim prapradziadku i tak dalej...Stąd te wszystkie, niecodzienne meble i ozdoby. 
Po obiedzie i rozmowie pożegnaliśmy rodziców. Wraz z Sebastianem gawędziłam o wszystkim. Dziś była niedziela, mogliśmy sobie na to pozwolić, w tym dniu Sebastian nie zajmował się lekcjami, gdyż się nie odbywały. Dwie godziny później do domu wpadł Alec.
-Del już jesteś! - powiedział głośniej niż normalnie z rozszerzonymi oczami. Czyżby był zdziwiony z tego powodu? Zaśmiałam się i rzuciłam mu na szyję. Uścisnął mnie serdecznie i pocałował przelotnie w policzek na powitanie, ja uczyniłam to samo. 
-Dobra, młodzieży, chyba nie zamierzacie spędzić takiego dnia na kanapie przed telewizorem? - zapytał z rozbawieniem Sebastian.
-Oczywiście, że nie! - Alec wziął mnie na ręce i przerzucił mnie przez ramię jak porywacz królewnę. Tak, chciałabym tak wyglądać. W rzeczywistości sprawiałam wrażenie worka ziemniaków! - Zabieram Del w teren! - oznajmił dumnie wychodząc z domu ze mną na ramieniu. Usłyszeliśmy za sobą serdeczny śmiech Sebastiana. Chłopak postawił mnie dopiero przed stajnią. Gdy spojrzałam na niego wydawał się kompletnie innym człowiekiem niż sprzed roku. Jego rysy twarzy zakryły ufną buzię chłopczyka. Na jej miejsce pojawiła się maska dorosłego mężczyzny, chociaż i tak widziałam w jego oczach młodzieńczy czar. W tej chwili byłam dumna, że mam za przyjaciela takiego chłopaka. Mądrego, przystojnego koniarza. Aż trudno było uwierzyć, że był ode mnie tylko rok starszy. Wyglądałam przy nim jak porcelanowa lalka. Po zabranie sprzętu koni i ich ekwipunku z siodlarni ruszyliśmy w stronę boksów. Skręciliśmy w lewo, gdzie na końcu znajdowała się wielka brama - wyjście ze stajni, które prowadziło na pastwisko. Przeszliśmy pod żerdziami ogradzającymi je. Bez trudu odnalazłam w stadzie koni Cavalię przy jeziorze. Alec nie miał tyle szczęścia. Zanim zlokalizował Zefira pasącego się wśród drzew ja już prowadziłam swoją klacz na uwiązie do stajni. Przez ten czas sporo się dowiedziałam o życiu rancha pod moją nieobecność.
Wcześniej słyszałam, że Sebastian ma dziewczynę, już prawie rok. Uroczą Elisabeth Stone. Nie wiem czemu, ale na myśl o tej kobiecie wnętrzności wywracały mi się do góry nogami. Nic dziwnego, że Alec zdziwił się, gdy podczas czyszczenia kopyt koni przerwałam mu w momencie kiedy wspomniał o Elisabeth.
-Ej, jesteś zazdrosna? - zaśmiał się po złożeniu mojego zachowania w całość.
-Coś ty! - fuknęłam. Jak w ogóle mógł mi to zarzucić!
-Dobra, nie ważne - zakończył temat. Pewnie wiedział, że zapowiadało się na dłuższą dyskusję. Po osiodłaniu koni lonżowaliśmy je chwilę na padoku, a następnie podpięliśmy popręgi i wsiedliśmy. Na początek skierowaliśmy się wolnym stępem do lasu. Gdy już konie pod nami się rozluźniły i my zresztą też popędziliśmy je do galopu. Alec tak jak ja był zdania, że palcat nie jest jeźdźcowi do szczęścia potrzebny, więc Zefir doskonale reagował na łydki. Po półgodzinnym galopie z drobnymi przerwami przeszliśmy do kłusa i wjechaliśmy na plaże. Od razu w moje oczy rzuciły się dwie osoby na koniach. 
-Kto to? - zapytałam wskazując głową owych ludzi. 
-Ach to Diana i Erik. Diana to siostrzenica Elisabeth. Z pewnością jeszcze nie raz ją zobaczysz w domu Sebastiana - Po tej wypowiedzi cała się zagotowałam. Musiałam nieświadomie naprężyć mięśnie, bo Cavalia zatrzymała się nagle. 
-Coś nie tak? - Alec też się zatrzymał troskliwie na mnie patrząc. 
-Nie, wszystko w porządku - rzuciłam ruszając. Od razu pogoniłam Cavalię do galopu w stronę Diany i Erika. - Chodź, zapoznam się - rzuciłam w stronę Aleca uśmiechając się do siebie wyzywająco.
Oto Pierwszy rozdział przygód Diany i Del. Liczę, że długość nie zniechęci Was do czytania c:
Pozdrawiamy!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Witamy!

Pragniemy powitać Was na nowym blogu!
Jest on jednym z wielu pisemnych, które znajdują się gdzieś w otchłani internetu. Jednakże sądzimy, że mamy coś co nas wyróżnia - pasję. Do pisania i głównego tematu bloga, czyli koni.
Opisujemy przygody siedemnastoletnich dziewczyn, Del i Diany oraz ich przyjaciół.
Lecz to nie wszystko!
Bowiem prócz -mam nadzieję- ciekawych opowiastek znajdziecie tu informację o parzystokopytnych przyjaciołach, ich pielęgnacji, końskiej modzie, porady jeździeckie i nie tylko.  
Liczymy, że spodoba Wam się pomysł i zostaniecie z Nami na dłuższy czas :3
BLOG UWAŻAM ZA OTWARTY!
Siodło, Strzemiona
i
Zabawa GOTOWA!